Aleksander Matejko - Wspomnienia


TYTUŁY CZY ŻYWI LUDZIE?

____________________________________________________________



Sam bylem studentem uniwersyteckim przez lata 1946-1960, to znaczy do czasu doktoryzacji, a wiec mam do powiedzenia cos niecos w tej dziedzinie. Zreszta rowniez bedac w USA w okresie 1957-1959 tez bylem przeciez studentem. Moim zdaniem, bardzo duzo zalezy od dobrej woli nauczycieli, ktorzy chca lub nie chca miec bezinteresowny kontakt ze studiujacymi na zasadzie wspolnego poszukiwania prawdy. W USA kariera profesorska laczy sie nierozdzielnie z ciagla troska o fundusze badawcze i poza tym z zajeciami natury administracyjnej, szczegolnie jesli nie ma sie wiekszych szans na kariere czysto naukowa. Poza tym, studenci zachodni wogole, a szczegolnie amerykanscy, traktuja siebie jako juz doroslych i wcale nie garna sie bezinteresownie do wiedzy jako takiej jesli z tego nie maja czegos namacalnego. Bywa tak, ze studenci wrecz szantazuja profesora w walce o lepsze stopnie grozac skarga administracyjna za byle co. To wziete razem malo sprzyja akademickiej wspolnocie nauczycieli i uczniow w poszukiwaniu prawdy.

Poczucie takiej wlasnie wspolnoty mialem szczescie przezyc na moich studiach w Polsce w Krakowie i Warszawie, gdzie byl z jednej strony nacisk bezwzglednej wladzy komunistycznej, a z drugiej strony byla ambicja profesorska zachowac niezaleznosc w poszukiwaniu prawdy. My studenci bylismy w srodku tego sporu. Z jednej strony byli wsrod nas tacy, ktorzy wrecz donosili wladzom i uczestniczyli w atakowaniu publicznym niezaleznych profesorow; ale tez bylo sporo takich, ktorzy nawet milczac faktycznie stawali okoniem przeciwko agresywnej komunie, nie mowiac juz o studentach czynnie narazajacych sie wladzy. To wszystko bylo jeszcze przed akcja Jacka Kuronia i towarzyszy w postaci Walterowcow, ktorzy jako ultra -komunistyczni przestraszyli rzadzaca komune, ze moze im wydrzec wladze na rzecz dygnitarskich synkow i coreczek. Cos zreszta nieco podobnego przezywalem w USA, gdy mlode pokolenie studenckie buntowalo sie przeciw starszym w imie lewicowych wartosci. Moj katolicyzm szczesliwie uchronil mnie od tych wszystkich mrzonek, ale gdy na poczatku lat 1970ych zostalem kanadyjskim profesorem lewicowi studenci byli wysoce ze mnie rozczarowani, ze nie jestem "postepowy" w ich rozumieniu. Nawet niespodziewanie wezwano mnie na studencki sad, w ktorym studentka-egipcjanka byla prokuratomem i oskarzano mnie o zachowawczosc, glownie wyrazajaca sie w negatywnym stosunku do ZSRR. Paradoksalne, ze w tym samym czasie tutejsza Polonia podejrzewala mnie o cos wrecz przeciwnego gdyz wogole unikalem i unikam do dzis dnia wszelkich sloganow za ktorymi latwo ukryc byle co.

Moim osobistym problemem w swiecie akademickim bylo zawsze unikniecie miernoty polegajacej na tym, ze studenci udaje ze studiuja a nauczyciele udaja ze ucza, koncentrujac sie na wlasnych ambicjach. Wtedy bowiem zarowno nauczyciele jak i uczniowie nie maja czasu ani ochoty kontaktowac sie poza tym co niezbedne. Moi akademiccy mistrzowie w Polsce mieli zawsze czas na ludzi mlodych i szukajacych bezinteresownie prawdy. A przeciez bylo to w czasie wyjatkowo trudnym, gdzie donosy za byle co byly realnym niebezpieczenstwem, a karierowicze pchali sie szybko w gore, powtarzajac ciagle te same slogany. W tym swiecie akademickim na opak bylo jednak dostatecznie duzo ludzi uczciwych i wiarygodnych, ktorzy skutecznie bronili wartosci akademickich i kto chcial mogl ich uwaznie sluchac, nawet jesli nie zawsze byla to mowa wprost.

Bralem udzial w badaniach terenowych socjologicznych i etnograficznych, miedzy innymi na temat ludowych spoldzielni pracy. Jedna z gorliwych entuzjastek walki klasowej usilowala rozpoznac te wlasnie walke tam, gdzie po prostu zwalczaly sie interesowne kliki. Ale rzecz byla gdzie indziej: szukano u wladz partyjnych przywileju zapewniajacego osobiste korzysci i poslugiwano sie "dla pucu" jezykiem klasowym. Upolitycznienie gospodarki bylo faktem dokonanym i ten wygrywal kto dobrze uwiesil sie u partyjnej klaki. Jeszcze wtedy istnial PPS, zreszta coraz bardziej proradziecki, wiec byla podstawa do zroznicowania klik. Potem juz tylko zostal ZSL. Prawdziwa historia PRLu to w rzeczywistosci rozgrywki miedzy roznymi klikami, z ktorych czesc miala powiazania zagraniczne, glownie z ZSRR. Do dzis dnia historia tych rozmaitych klik nie jest dostatecznie rozpoznana, zwlaszcza ze brakuje pisemnej dokumentacji i trzeba opierac sie glownie na dosc plynnej pamieci ludzkiej. Ludzie nieraz wyolbrzymiaja fakty, zwlaszcza gdy one dotycza ich wlasnych dokonan. We wspomnianych wyzej spoldzielniach wazne bylo nie tylko przechwycic cos dla siebie i swoich, ale jeszcze w dodatku wciagnac do zatrudnienia jak najwiecej pociotkow. "Nadbudowa ideologiczna" spelniala w tym wszystkim funkcje dekoracyjna. Ktokolwiek bral ja na serio byl z gory zdezorientowany.

W obecnym szkolnictwie wyzszym uderza mnie nieraz niedostatek zywego kontaktu miedzy studentami i ich nauczycielami. Mlodzi sa nazbyt interesowni i chcieliby zbyc trudnosci , jakie nastrecza powazne potraktowanie danego przedmiotu. Wykladowcy sa pochlonieci zarabianiem na boku i najchetniej widza dluzszy wyjazd za granice dla podkucia sie finansowego. Takie wlasnie podejscia godza w proces nauczania z obu stron: zarowno uczacych jak i uczonych. Trzeba byloby przywolac najlepsze tradycje polskiego swiata akademickiego i przestac traktowac nauczanie jako cos w rodzaju tasmy montazowej przy bardzo znacznej tolerancji brakow. Ale kto bedzie mial ochote i czas podjac takie wlasnie zadanie?

Pisalem juz o tych sprawach wczesniej, ale jakos nie bylo oddzwieku, a sprawy wydaja mi sie wazne. Moze obecnie, w okresie ogorkowym, ktos odezwie sie?

Spis treści